poniedziałek, 20 czerwca 2011

co to był za weekend!


Jak wiecie weekend minął mi pomarańczowo,bowiem pod znakiem Orange Warsaw Festiwal. Wrażenia? Niezapomniane! Pierwszego dnia,byłem tylko na dwóch koncertach,mianowicie Skunk Anansie oraz Moby. O ile Skin z ekipą zagrali koncert agresywnie i skacząco (co wcale nie dziwi) o tyle Moby zbił mnie z tropu grając pierwszą część występu w dobrych elektronicznych klimatach,następną zaś w dyskotekowych rytmach. Opinie znajomych na temat drugiej części koncertu są podzielone,mi osobiście się podobało,a gdy wszedłem na trybuny zobaczyć jak bawi się publika to...oniemiałem! Nikt wcześniej,ani później w czasie festiwalu nie zgromadził tak licznej i roztańczonej gromady ludzi. Cała płyta stadionu legii unosiła się jak morze tańca i zabawy! Pierwszy dzień mimo,że krótki uznaję za udany.
Tutaj macie film (słabej jakości wizualnej niestety) z występy Moby


Co prawda ZTM się nie popisało i sprawiło wracającym z koncertu na prawą stronę Wisły liczne problemy,ale to nie wina przecież organizatorów  festiwalu. Chodzi tutaj o oznaczenie autobusów specjalnej linii 901 zorganizowanej specjalnie na czas Orange. Czekający na autobusy w stronę Pragi zmyleni zostali opisami autobusu,który na tabliczkach miał napisane Dworzec Centralny,a tak naprawdę jechał do ronda Wiatraczna. Ja niestety również zostałem wprowadzony w błąd co zaowocowało pieszą przeprawą przez most i niestety dłuuuugą drogą do domu (na autobus nocny też nie było co liczyć,bo były tak wypełnione,że nawet gdybym ważył połowę siebie za diabły bym się tam nie wepchnął). Więc bez taksówek ani rusz.

Drugi dzień był już dla mnie dłuższy,bowiem bawiłem się na czterech koncertach. Koncert Sistars przypomniał mi raczej występy sprzed ośmiu lat,bo ani dużo w repertuarze ani w aranżacji się nie zmieniło,jednak wspaniale,że ten jeden z najlepszych wokalnie i instrumentalnie polskich zespołów znów stanął na nogi. Poza tym sukienka Natalii Przybysz...cóż,była wspaniała! Więc i oczy można było nacieszyć.

Ze względu na sytuację rodzinną nie wystąpił The Streets,czego można żałować,ale kiedy nasze dzieci będą się rodzić to przecież też będziemy chcieli być blisko...także wszystkiego najlepszego dla Mike'a jego partnerki i dziecka.

Plan B,który głos ma rewelacyjny skompletował zespół,który naprawdę daje radę! Zarówno chórki jak i perkusja stały na najwyższym poziomie,a to w jaki sposób zremiksował za pomocą swojego kolegi bitboxera nie tylko swoje kawałki wgniatało w ziemię! Koncert skończył się mały pogo zespołu wraz z rzucaniem gitarą i statywami do mikrofonu,więc Ben chyba chciałby być rockendrolowcem.

Następnie najważniejszy dla mnie występ tego festiwalu,mianowicie Jamiroquai! Tylko,że tutaj ja nie jestem w stanie opowiedzieć za dużo,bowiem funkowy trans w jaki wprowadził nas Jay Kay z zespołem zahipnotyzował mnie na bite półtorej godziny. Tańce,skakanie,klaskanie,darcie mordy,gwizdanie i zabawa na całego! (trochę się nawet cieszyłem,że dzięki the Streets,a konkretnie jego nieobecności mają możliwość grania dłużej) Kawałki zaaranżowane w cudowny sposób przedłużały się o instrumentalne wariacje i..no ja się czułem wręcz naćpany tą muzyką!

Drugi dzień mimo,że zebrał mniej ludzi był dla mnie spektakularny jeśli idzie o muzykę. Naprawdę było warto!

Co do spraw organizacyjnych kilku rzeczy nie rozumiałem. Na przykład pojemności ogrodów z jedzeniem i piwem. Naturalnie wielu spragnionych ludzi uderzało tam hurtem,ale organizator postanowił,że pić można tylko w ograniczonym terenie. Nie dziwi to,że był zakaz wnoszenia alkoholu na stadion,ale już to,że nie powiększyli strefy aż pod same jego schody dziwi bardzo. Drugiego dnia chcąc dostać się po pizze (telepizza ssie jakością swoich produktów nie tylko przez telefon,tam dała ciała po całości) musiałem czekać 20 minut w kolejce,którą przetrzymywali ochroniarze,by nie zapełnić strefy gastro. I słusznie,ale kiedy wyjście z strefy jest szerokie na dwie osoby raczej trudno o szybkie opróżnienie,natomiast gdy podniesiono bramy do wejścia tłum pędził jak rwąca rzeka i tylko cudem nikt się nie przewrócił i nie został zdeptany. Wielki minus za to. Kwestia małej ilości śmietników to też nienajlepsza wizytówka,ale ZTM na drugi dzień się poprawiło,opisy były już zrozumiałe i do domu dotarłem szybciutko.

Podsumowując muzyka stała na wysokim poziomie i każdy na pewno mógł znaleźć coś dla siebie. Światło,dźwięk,obraz z telebimów-to wszystko sprawiało,że zabawa była przednia. Organizacja..tutaj mając porównanie niestety nie można być tak zadowolonym,ale..fajnie się bawiło i można trzymać kciuki,że z każdym rokiem będzie i pod tym względem robiło się coraz lepiej.

Pozdro300
Filip

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najlepsze Blogi